piątek, 27 grudnia 2013

cześć kochanie

Podobno człowiek docenia coś gdy to straci. Tak samo jest ze mną. Właściwie nie straciłam Cię, no może jedynie na te 2 tygodnie. 14 dni, setki godzin. To nie jest tak, że nie doceniałam tego wszystkiego gdy byłeś obok mnie, po prostu teraz widzę to trochę inaczej. Teraz widzę, że bez Ciebie naprawdę nie chcę żyć. To nie są już puste słowa, to coś co przeżyłam, bo wiesz teraz muszę żyć tu bez Ciebie. Pomaga mi jedynie myśl, że przecież wrócisz, za kilka dni przyjedziesz a ja zamiast wsiąść do samochodu wpadnę w Twoje ramiona. To piękne, niesamowite uczucie. Nawet nie wiesz jak bardzo Cię kocham, jak każdego dnia budzę się z uśmiechem na ustach bo choć jesteś daleko, zawsze odnajduję Cię tam. W swoim sercu wiesz? Nie pozwolę Ci odejść, nie chcę przeżywać chwil gdy jesteś dalej niż na wyciągnięcie ręki, gdy napiszę do Ciebie a ty nie przyjedziesz, bo będziesz w innym państwie. Czasem płaczę, odkąd Ciebie nie ma, płaczę chyba codziennie. Ale nie martw się kochanie, to nie są łzy przepełnione cierpieniem, gorzkie, mają posmak tęsknoty i miłości a to chyba najpiękniejsza mieszanka jakiej dane mi było zasmakować. Jestem tutaj cały czas i czekam na Ciebie, każdego dnia, w każdej minucie i sekundzie. Pamiętaj o tym skarbie, moje biedne słoneczko. Mam szczęście, ogromne szczęście, że Ciebie mam, że wrócisz za kilka dni i znów będę mogła leżeć w Twoim łóżku, pod kocem z herbatą i oglądać jakiś film, podczas którego zasnę. Znów będziesz mi powtarzał między jednym a drugim pocałunkiem jaka jestem piękna i nie wierzysz w to, że jestem tu z Tobą. Jesteś cudowny, idealny i ludzie, którzy w to wątpią nie wiedzą o Tobie zupełnie nic. Znam Cię inaczej niż oni, wiem o Tobie tak wiele drobiazgów, które przecież tworzą całego Ciebie. To miłość kochanie, jestem tego pewna jak niczego na świecie. Jesteś moim słońcem, nie pozwól mi zniknąć. Tak bardzo Cię kocham, że nie wiem już jak Ci to pokazać.
bo nawet słowa wydają się zbyt małe kochanie

piątek, 13 grudnia 2013

chciałabym

Chciałabym być dla Ciebie najlepsza, najcudowniejsza i najukochańsza. Ale nie dlatego, że bylibyśmy razem, ale dlatego, że naprawdę bym sobie na to zasłużyła. Chciałabym być Twoim oparciem, ciepłym azylem w którym możesz się schronić gdy świat Cię przerasta. Chciałabym być kątem w Twojej świadomości, który w ponure dni będzie przynosił Ci radość i uśmiech. Przepraszam jeśli nie zawsze mi to wychodzi, jeśli zapominam kim powinnam dla Ciebie być, kim chcę. Wybacz mi to wszystko, a obiecuję, że kiedyś zrozumiesz o czym mówiłam. Podobno mężczyznę nie ruszają wyznania miłości. W tym samym artykule przeczytałam, że dla Was najważniejsze słowa to "nie wiem o bym bez Ciebie zrobiła". I pewnie mnie wyśmiejesz  i pewnie będziesz mówił, że tak nie jest ale ja bez Ciebie bardzo się gubię wiesz? Nie wiem co ze sobą zrobić,  jak sobie poradzić kiedy mam jakiś problem lub zwyczajnie chcę się przytulić. Jesteś światem, moim światem i pewnie o tym nie wiesz ale każdego dnia kładąc się do łóżka uśmiecham się sama do siebie. I jest to uśmiech najszczerszy na całym świecie, uśmiech spowodowany świadomością, że jesteś. Czasem mi coś nie wychodzi, czasem Cię ranię  za to przepraszam najbardziej bo wiem jak Cię to boli. Boję się, to prawda. Boję się tego co przyniesie życie, ale chcę zebyś wiedział, że nigdy z Ciebie nie zrezyguje.
nigdy kochanie

poniedziałek, 2 grudnia 2013

tym razem dla Ciebie

siedzę tu sama, choć odkąd jesteś nie wypuszczasz mnie ze swych myśli nawet na chwilę. Zamiast uczyć się z historii do arkusza maturalnego, siedzę tu i czekam aż napiszesz, że jesteś już pod moją bramą, że znów mogę wyjść z domu, złapać Cię za rękę i być. Nie wiem czym tak naprawdę zasłużyłam sobie na takie szczęście, na szczęście którym jesteś Ty. Może to wszystko jest pozbawione sensu, ten cały świat, zmartwienia, problemy. Może to wszystko nie ma żadnego znaczenia, ale wiem jedno. Dopóki będziesz każdego dnia witał mnie swoim kochanym "dzień dobry pysiaku", będę chciała tu być. Nic nie jest proste kochanie, i nieważne jak bardzo byśmy chcieli nie unikniemy tych wybojów i przeszkód, które zwyczajnie musimy pokonać. Ale nie bój się, ja bez względu na kierunek wiatru będę obok. Czasem leżąc obok Ciebie i oglądając kolejny odcinek mojego ukochanego serialu chciałabym opowiedzieć Ci o tym jak bardzo Cię kocham, ale za każdym razem gdy już nabieram powietrza i otwieram usta, dociera do mnie, że nikt jeszcze nie wymyślił takich słów. I pewnie będziesz się ze mną kłócił, ale nie umiem pisać o miłości. Nie wiem jak powinny wyglądać te słowa by zmieścić tu chociaż 1\4 swojego serca. Ciebie. Musisz wiedzieć jedno kochanie, że zostanę w Twoim sercu nawet gdy będę daleko od Ciebie. Nie chcę żebyś mnie z niego kiedykolwiek wyrzucił, chcę tam być już na zawsze, chcę żebyś zamykając oczy widział moje uśmiechnięte oczy, i słyszał mój głos. Żebyś wiedział już na pewno, że choćby świat się walił, ja będę szukała z Tobą gwiazdozbiorów na naszym niebie. Kocham Cię całym swoim sercem, które wiele już przeszło, kocham Cię każdą komórką swojego ciała, swoim uśmiechem, ciepłem, zapachem, dotykiem. I mimo, że mi nie wierzysz to nie zmieni się nigdy. Wiem, to wielkie słowa. Obietnice. Ale wiesz, nie chciałabym obudzić się któregoś dnia ze świadomością, że już Ciebie nie mam, że odszedłeś, że zostawiłeś mnie w naszym świecie, który zbudowaliśmy każdym szeptem, każdą łzą i krzykiem. Chciałabym w nim zostać ale razem z Tobą. Zasypiać obok Ciebie podczas oglądania filmów i nie spieszyć się do domo wieczorami, bo obok Ciebie byłby mój dom. Chciałabym budzić się w Twoim łóżku, w Twojej bluzie, otulona Twoim zapachem, z Twoimi wargami na moich ustach. Nie chcę żebyś obiecywał mi, że tak będzie już zawsze, że zawsze będziemy szczęśliwi, że nic nas nigdy nie podzieli, że zawsze będziesz kochał mnie równie mocno. Ale ja obiecuję Ci, że jeśli będę musiała, będę walczyła do samego końca. O Twój uśmiech, szept, dotyk. O Ciebie.

piątek, 19 lipca 2013

a gdy śpisz snem niespokojnym

Nie mogę dłużej czekać aż staniesz w moich drzwiach w dłoniach niosąc miłość. Nie starczy mi siły by nadal nie zamykać powiek w obawie, że przegapię Twoje przyjście. Jestem słaba w obliczu uczuć jakimi staram się wyłożyć fundamenty swojej duszy. Jestem słaba gdy kierujesz swój wzrok na mnie. Poddaję się setki razy dziennie tylko po to by wstać i podjąć dalszą walkę. Czasem wracam na start by sprawdzić czy Ciebie tam nie ma.  Boję się, że któregoś dnia będę musiała zacząć szukać nie tylko Ciebie ale też siebie. Że zgubię się między ludźmi, ich sercami i słowami które barwią swym uśmiechem. Musisz wtedy być przy mnie i trzymając mnie za rękę wskazywać drogę, którą powinnam podążać.  Drogę na której co krok będę odnajdywała nasze wspólne wspomnienia, rozsypane razem ze szczątkami naszej miłości. Kim mam się stać byś patrząc w moje oczy odnalazł to czego tak bardzo pragniesz? Kim mam się stać by zasłużyć na Twoją miłość?
Rozsypuję się na setki kawałeczków z okropną świadomością, że nie pojawisz się by mnie poskładać, ale ja mimo wszystko będę żyła nadzieją, że któregoś dnia spotkamy się w drodze po szczęście. 

poniedziałek, 24 czerwca 2013

bliskość

 Bliskość. Czy jest jakiś lepszy sposób wyrażania miłości? 
Każdy człowiek potrzebuje bliskości, każdy z nas patrząc w gwieździste niebo chciałby czuć czyjąś dłoń w swojej. Rodzimy się po to by kochać, a jednocześnie kochamy by każdego dnia rodzić się na nowo.  Nie ma na całym świecie osoby, która choć przez chwilę nie chciała przytulić się do drugiego człowieka próbując poskładać swoje serce. Nie ma bardziej magicznego miejsca niż ramiona ukochanej osoby, w które możemy wtulić się nawet wtedy gdy cały świat jest tak blisko mety. Nie ma cudowniejszego widoku niż uśmiech na ustach człowieka, który jest naszym powodem do życia. Może to banalne, ale jestem pewna, że każdy stworzony jest do miłości. Nawet ludzie którzy tak bardzo się jej wypierają powtarzając, że to po prostu żałosne. 
Przez całe swoje życie szukając tej idealnie pasującej połówki zapominamy jaki był cel naszej podróży i docieramy do mety życia bez swego serca, którego nie zdołaliśmy odnaleźć, wśród setek innych. A czasem wystarczy, że podniesiesz głowę by zrozumieć, że to czego szukasz stoi właśnie przed Tobą.  Cały sens istnienia, całe Twoje życie, serce, marzenie, najpiękniejszy sen, stoi przed Tobą tak ślicznie się uśmiechając. I mimo, że tak bardzo chciałbyś wziąć to swoje wszystko i przyciągnąć  tak blisko do siebie z nadzieją, że staniecie się jednością, nie możesz. Hamuje Cię jakieś chore poczucie moralności, jakieś idiotyczne zasady, których przestrzegasz choć nie mogłeś ich sam ustalić. Żyjesz według czyjegoś planu tracąc przy tym siebie. I to uosobienie Twoich marzeń po prostu Ciebie mija, a ty nie potrafisz wydusić z siebie ani jednego słowa bojąc się, że zniszczysz coś czego tak naprawdę nie ma. Tracisz miłość, tracisz siebie, ludzi, szczęście. Tracisz tak wiele nie zyskując nic wzamian. 
Ale są też takie momenty gdy masz przy sobie swoje szczęście. Gdy tulisz je każdego ranka i spalasz się gdy widzisz ten najsłodszy uśmiech na całym świecie.  I wiesz, że możesz wszystko. Bo nawet jeśli nie udźwigniesz ciężaru swoich porażek jest miejsce do którego zawsze możesz wrócić. Miejsce, w którym bez względu na kontekst zdarzeń odnajdziesz schronienie przed złem którym wypchany jest ten cały obłudny świat.  Masz taki azyl, do którego poprowadzi Cię serce, nawet jeśli będzie znajdował się on na drugim końcu świata.
Dlatego musisz uwierzyć, że szczęście to miłość, to osoba, to serce napędzane uśmiechem drugiego człowieka. Dlatego musisz wierzyć w to, że ta droga zwieńczona jest metą na którą dotrzesz czując w swojej dłoni, dłoń ukochanej osoby

piątek, 31 maja 2013

coś gorszego niż miłość

Mówisz, że wiesz co to ból bo ktoś złamał Ci serce. Twierdzisz, że wiesz jak to jest dotykać gleby choć tak naprawdę skazujesz się na to miejsce sam. Weź głęboki oddech, czujesz jakiś ból w swoim sercu? Czujesz cokolwiek co zwiastowałoby koniec? 
Cierpieć można na milion sposobów. Zagryzać wargi w przeciągach strachu, zaciskać pięści które poplamiłeś krwią gdy próbowałeś wydostać się z tego chorego świata łez. Możesz pozwalać swojemu ciału iść do przodu, siebie zostawiając w tyle, możesz płakać w samotności, tak by łzy nie napiętnowały uśmiechu, który co dzień przyklejasz do twarzy. 

Ale kiedy cierpisz najbardziej, najszczerzej, najmocniej? Może tego nie wiesz, ale wtedy gdy odebrano Ci osobę, która przysłaniała wszystkie wady tego świata. Kiedy ten Ktoś koordynujący ludzkim życiem z bijącego pustką nieba zabiera Wasze serce i każe żyć jakby nigdy nic na Ziemi która przestała być azylem a stała się piekłem. I wtedy dociera do Ciebie, że nie umierając można żyć w ramionach diabła, który co wieczór gdy leżysz w łóżku przypomina Ci jak mogłeś być szczęśliwy i jak wiele straciłeś. Najgorsze w tym cierpieniu jest to, że nie możesz z tym nic zrobić. Nie możesz wstać i odrzucając swoją dumę zwyczajnie wyjść z domu, dojść do miejsca w którym odnajdziesz osobę za którą tak bardzo tęsknisz. Nie możesz jednym spojrzeniem powiedzieć jak bardzo było Ci źle, jednym gestem wyrazić wszystko to co kumulowało się w Twoim sercu. Nie możesz bo jej już nie ma. Jedyne miejsce do którego możesz się udać to zimny, ciemny cmentarz na którym wylano morze łez za każdą z dusz która została oswobodzona z ciała. I śmiało przywitaj się z chłodną płytą marmuru, z czarno białym zdjęciem, na którym nie widać bólu. Usiądź na drewnianej ławce i opowiedz o wszystkim co się zdarzyło w Twoim życiu do dnia gdy w kocu odważyłeś się tam przyjść. Opowiedz o tych nieprzespanych nocach gdy patrząc w gwiazdy pragnąłeś stąd odejść, o łzach które stały się codziennością, o przemoczonych słonymi kroplami listach, rozmazanym atramencie, o słowach w których chciałeś zmieścić całe cierpienie próbując się od niego uwolnić. Opowiedz o momentach gdy kładłeś się na jezdni i prosiłeś Boga by Cię stąd zabrał, opowiedz o chwilach zwątpienia, o herezjach które głosiłeś, o dniach gdy nie wychodziłeś z kościoła żarliwie prosząc Boga by zwrócił Ci sens istnienia. Opowiedz o tym wszystkim a potem pozwól popłynąć łzom, które nagromadziły się w Twoich oczach. Pozwól aby miały możliwość wydostania się z tego toksycznego ciała, które stało się klatką a nie darem od Boga.  

wtorek, 28 maja 2013

Idziesz przed siebie i po drodze napotykasz tryliony przeszkód. Wtedy nie zdajesz sobie sprawy ale każde z tych utrudnień ma jakieś znaczenie, każde z nich jest cegiełką, która buduje Twój świat. Idziesz, przewracasz się, wstajesz. Czasem ten schemat wygląda inaczej. Czasem nie umiesz się podnieść, czasem jedno wydarzenie przygniata Cię do tej gleby z siłą setek gwoździ choć tak naprawdę nie ma tam ani jednego. Wyłamanie się z tego schematu zwycięstwa wcale nie jest dobre. I chyba pierwszy raz zgadzam się, że lepiej iść za tłumem, w tym przypadku zdecydowanie tak. Lepiej podnieść się z tego dołu niż dusić się samotnością w kompletnej pustce. Bo przecież każdy daje radę. A nawet jeśli kogoś tam spotkasz, to nie będziesz potrafił mówić, bo będziesz bał się bliższych relacji bo co jeśli zaufasz i znów ktoś Cię zrani, tutaj w miejscu gdzie niżej nie możesz już upaść? Właśnie. Co dzieje się wtedy? Co dzieje się z ludźmi, którzy będąc na dnie spadli jeszcze niżej. Gdzie wtedy są? Czy w ogóle są? 
 I wtedy może faktycznie lepiej zostać samemu, żeby nie pokazywać innym ludziom, że przestałeś czuć, że już nie umiesz kochać, że przestała obchodzić Cię ludzka krzywda, że jedyne co Ci zostało to serce pompujące krew. Nie to serce odczuwające impulsy szczęścia, smutku, miłości, nienawiści ale to podtrzymujące funkcje życiowe, jedynie.  I nic więcej, tylko wszechogarniająca pustka i Ty. 
Ty w miejscu w którym nigdy nie chciałeś się znaleźć, w miejscu które niesie za sobą jedynie cierpienie. I wiesz co wtedy powinieneś zrobić? Wstać. Wstać i pokazać jak wszyscy bardzo się mylili zostawiając Cię z przekonaniem, że nigdy nie wstaniesz. I nie będzie łatwo, nigdy nie jest ale miej to gdzieś. 
Jesteś stworzony po to żeby walczyć a nie poddawać się i upadać przy każdym większym podmuchu. Taki powinien być Twój cel. Odnieść zwycięstwo z nikim nie walcząc. Niby paradoks prawda?  Ale to jest możliwe. Nie musisz z nikim konkurować aby docierając do mety poczuć się zwycięzcą. Wystarczy, że przezwyciężysz swoje słabości a zrozumiesz, że nie trzeba szczytu aby być wysoko. 

środa, 22 maja 2013

zamknijmy to w jednym poście

przez ostatnie 2,3 dni zrozumiałam coś bardzo ważnego, coś co powinnam zauważyć już wcześniej. Jestem złym człowiekiem. 
Może nie tak doszczętnie zniszczonym systemem zła, ale na dzień dzisiejszy wiem, że mam w sobie więcej negatywów niż pozytywów. Nie wiem dlaczego akurat teraz to do mnie dotarło, dlaczego wciągu tych zaledwie 2 dni zrozumiałam, że zwyczajnie nie nadaję się do życia w bliskich relacjach z ludźmi. Kiedy słyszę, że ktoś ma odmienne zdanie od mojego mam ochotę go rozszarpać żeby tylko zrozumiał, że ja mam rację. Kiedy dorosła osoba próbuje mnie pouczać, jeśli mam taką możliwość wkładam słuchawki i puszczam muzykę, a jeśli jej nie mam zmuszona jestem wysłuchać reprymendy  a później zabieram głos, co znów obraca się przeciwko mnie. Drażnią mnie ludzie, ich pewność siebie, cała ta społeczność. Ostatnio nie potrafię się dogadać nawet z najważniejszymi dla mnie osobami, dlaczego? Bo zwyczajnie nie mam ochoty na  rozmowę. Na samą myśl o tym, że miałabym opowiadać komuś jak się czuję mam mdłości. Dlatego moim ulubionym słowem od jakiegoś czasu, stało się 'nic'. Zauważyłam, że jest ono straszną uniwersalną odpowiedzią na przykład na pytania: Co Ci jest? Co się stało? Co słychać? Co czujesz? Najchętniej odizolowałabym się od ludzi, a przynajmniej większości. Idę ulica i świadomość, że jestem jakąś częścią tego społeczeństwa mnie dobija, sprawia, że jedyna na co mam ochotę to pójść spać i obudzić się gdzieś indziej. Gdzieś gdzie będę potrafiła przestać się tak czuć. Choć właściwie wątpię, że takie miejsce gdziekolwiek istnieje. Nie wiem co mi jest, ta notka to nie jest kolejna serenada użalania się nad sobą, nie. Po prostu nie potrafię zrozumieć co tak naprawdę spowodowało to jak jest teraz. Nie wiem, nie mam najmniejszego pojęcia ale czuję, że nie chcę o tym rozmawiać z kimś twarz w twarz. Nie wiem czy ten człowiek by to przeżył. Niedobrze mi od tej głupoty którą widzę co dzień w ludziach, od tej naiwności, od tego fałszu, szczęścia innych, tej żałosnej otoczki. Nie wiem czy chcę sobie z tym radzić, nie wiem czy mam na to ochotę. Właściwie przestało mi zależeć, na sobie też. Nie wiem, nie wiem co z tym zrobić dlatego nie zrobię nic.
A jeśli w czyimś towarzystwie się śmieję to znaczy, że ta osoba jest niesamowita. 
nie chce mi się udawać, Boże czy to czas na szczerość? 

wtorek, 21 maja 2013

someday

Boli mnie wnętrze, od tego fałszu jakim przepełniony jest ten świat. Od tych kłamstw, które są częstsze niż wdechy. A jeszcze bardziej boli mnie to, że nie jestem w stanie nic z tym zrobić. Podobno ludzie dla których jesteśmy wszystkim nie powinni nas okłamywać, podobno tego nie robią, podobno. Bzdury. To wszystko podchodzi jedynie pod tą kategorię. Boli mnie dusza, bo nie potrafię uwierzyć w ludzi, w to że kiedy dochodzą do jakiejś granicy  nagle potrafią zmienić całe swoje życie, podejście do świata, ludzi których noszą w sercu. Ale najbardziej nie wierzę w to, że człowiek potrafi zmienić siebie. Nie wierzę, że po kilku miesiącach, roku ktoś kto krzywdził nas na każdym kroku dziś potrafiłby dać nam samo szczęście. To takie absurdalne, takie chore jak wszystko tutaj. Ten cała popaprana, emocjonalna sfera przyprawia mnie o mdłości. A jeszcze niedawno to ona była źródłem z którego czerpałam powody do uśmiechu. Absurdalne. Ale w tym świecie to chyba żadna nowość. 
Pamiętam jak jeszcze kilka miesięcy temu kładąc się do łóżka, prosiłam Boga o to by zwrócił mi człowieka bez którego nie potrafiłam żyć. Pamiętam jak wtedy obiecywałam sobie, że jeśli wróci już nigdy nie pozwolę żeby cokolwiek stanęło nam na drodze, że nie pozwolę by nadszedł kolejny koniec. Ten ostateczny. Teraz kiedy cały mój świat wrócił do normalności, kiedy znalazłam ten jeden brakujący element układanki znów coś mi się sypie w rękach. Znów coś nie pozwala mi spokojnie spać, znów mam wrażenie, że coś tracę. 
Boję się, że za jakiś czas kładąc się do łóżka będę prosiła Boga dokładnie o to samo. Że nie docenię tego co mam, że znów wszystko runie. Boję się, że już nie będę potrafiła wyjść z tych pozostałości mojego dawnego życia.
Boję się, że nie znajdę dłoni która pomoże mi się stamtąd wydostać
człowieka za którym będę mogła podążać
serca którego już nie mam

piątek, 10 maja 2013

przyjaźń

Nie wiem czy jestem dobrą przyjaciółką. Chyba nie zawsze staję na wysokości zadania, nie zawsze jestem gdy ona mnie potrzebuje, nie zawsze potrafię jej pomóc. Nie dlatego, że nie chcę lecz po prostu nie umiem. Są setki rzeczy za które powinnam ją przeprosić; to, że zamykam się w sobie, popełniam błędy za które ją ochrzaniam, że często ponoszą mnie emocje i zakazuje jej czegoś robić, ale na szczęście gdy ochłonę dochodzę do wniosku, że nie miałam ani krzty racji i że będę z nią bez względu jaką decyzje podejmie. Bo chyba właśnie o takiej przyjaźni zawsze marzyłam, takiej w której moje błędy nie zaważą na naszych stosunkach. Wiem, że czasem popełniam ich zbyt wiele, wiem, że potem wieczorami gdy kładziemy się spać opieram się o Twoje ramię i zaczynam płakać, a Ty bez słów mnie przytulasz i nie mówisz, że wiedziałaś że to się tak skończy, że to moja wina. Po prostu pozwalasz mi zasnąć ze świadomością jak bardzo mnie kochasz. Chyba to w Tobie jest najlepsze, to że akceptujesz mnie taką jaka jestem i nie oczekujesz, że kiedykolwiek się zmienię. 
Ja jako przyjaciółka, jestem w stanie dla niej oddać wszystko. I czasem zastanawiam się czy byłabym w stanie poświęcić dla niej całe swoje życie, gdyby dzięki niemu ona mogła tutaj istnieć i jestem pewna, że nie wahałabym się nawet chwili. Nigdy nikt nie znaczył dla mnie tak wiele, uwielbiam tą świadomość, że cokolwiek by się nie działo mam ją.
 Wiem, że wiele brakuje mi do siostry na jaką ona zasługuje, że wiele razy ją zawiodłam. Chciałabym po prostu, żeby już zawsze była obok mnie. W przyszłości, teraźniejszości tak jak była w przeszłości. Nie wiem czy na nią zasługuję i szczerze boję się nawet o tym myśleć bo wiem, że mogłabym dojść do przykrych wniosków.  
Takiej siostry jaką mam ja, nie da się kupić za żadne pieniądze. Kocham ją całym tym swoim poranionym sercem i mam wrażenie, że już zawsze będzie na piedestale.


Więc nie wiem czy jestem dobrą przyjaciółką, musicie zapytać o to ją.
moją siostrę.

Cześć





Chcę mieć Ciebie obok już zawsze, chcę mijać się z Tobą w mieszkaniu i czuć zapach Twoich perfum mieszających się z owocowym szamponem. Chcę widzieć Ciebie rankiem gdy otworzę oczy. Leżeć z głową opartą o Twoją klatkę piersiową i czytać Ci moje ulubione wiersze, kłócić się  kto zrobi śniadanie i całować Cię średnio co 5 sekund.  Chcę wiedzieć, że jesteś ze mną fizycznie równie mocno jak mentalnie.  Chcę oglądać z Tobą filmy, zasypiać z głową na Twoich kolanach i po całym dniu opowiadać Ci co się wydarzyło.  Chcę robić Ci kolacje, chodzić na spacery w środku nocy i śmiać się aż do utraty tchu.  Dostawać od Ciebie esemesy kiedy będę w domu i czy mogę po drodze zrobić zakupy. Chcę  żeby własnie tak wyglądała nasza przyszłość. Byśmy byli razem, czekali na siebie nawzajem na zakrętach życia,a  gdy któreś z nas będzie wątpiło, byśmy potrafili dodać sobie wzajemnie wiary. Chcę Ciebie tutaj, nie tylko w moim sercu ale też w moim świecie.

 Obiecaj mi, że nigdy nie będę musiała zasypiać jedynie z Twoim głosem w słuchawce lub z wiadomością od Ciebie, tak strasznie tęskniąc. Bo to straszne uczucie, kiedy całe moje ciało chciałoby się wtulić w Twoje ramiona, ale dzieli nas zbyt wiele. Czuję wtedy ogromną pustkę, i tylko Ty jesteś w stanie ją wypełnić.  To zły nawyk, uzależnić się od drugiej osoby do tego stopnia, że jej nieobecność tak strasznie nas boli.  Własnie tak boli mnie brak Ciebie, co wieczór, gdy sama kładę się do łóżka. 
Wierzę gdzieś w głębi swojego serca, które jest także Twoje, że w przyszłości będę zasypiała otulona Twoim zapachem gdy Ty będziesz szeptem powtarzał jak bardzo mnie kochasz. Wierzę, że przeżyjemy mnóstwo wspólnych  chwil które dadzą nam szczęście. Wierzę, że nie mamy się czego bać będąc razem. 
To wszystko czasem tak strasznie mnie przytłacza, że nie wiem czy wybrałam odpowiednią drogę, nie wiem czy właśnie ona da mi szczęście, czyli Ciebie.
Bo Ty nim jesteś, tym szczęściem, słońcem wszystkim co daje radość. 
Wypełniasz cały mój świat, każdą chwilę nawet gdy Ciebie nie ma.  Jeśli muszę przejść przez tak wiele złego, wylać tak wiele łez po to by na końcu zasypiać w Twoich ramionach to jestem gotowa, wiesz? Jestem gotowa poświęcić kilka lat swojego życia na walkę ze światem, ludźmi wiedząc, że na końcu tej trudnej  drogi jesteś Ty, stoisz tam i na mnie czekasz. Czekasz bo wygrałeś już swoją walkę w której wygraną byłam ja. Walkę ze światem, który co dzień szeptał Ci do ucha, że nie warto, że dzieli nas zbyt wiele, że nigdy nie będzie łatwo. A ja kiedy ujrzę Ciebie na tej ziemi obiecanej, uśmiechnę się i wpadnę w Twoje ramiona byś poczuł, że istnieję. Że oprócz silnej dziewczyny jestem też dzieckiem, którym musisz się zaopiekować. A potem zrobię coś na co będę czekała od bardzo dawna. Pocałuję Cię, byś poczuł, że już na zawsze będę Twoja. To będzie jak przypieczętowanie naszej miłości. Nie będziesz musiał nic mówić, ja już wszystko będę wiedziała. Wyczytam to z Twoich oczu, przepełnionych szczęściem, że już jestem i że Ty jesteś ze mną. I może to banalne zakończenie, ale będziemy najszczęśliwszymi ludźmi, którzy  szarą rzeczywistość będą potrafili przeplatać magią swojego uczucia. 

wtorek, 30 kwietnia 2013



Chcemy kochać, tak panicznie boimy się samotności więc uciekamy w miłość. Tylko, że to nie ma najmniejszego sensu bo nawet będąc wśród ludzi, doskwiera nam samotność. Nie ma takiej ulicy na której smutek zwyczajnie nie istnieje lub osiedle w którym odrzucona miłość brzmi jak dysonans. Bywają tylko miejsca w których ludzie zapominają się na ułamek sekundy, miejsca gdzie promyki miłości dotknęły ziemi.  Kiedyś ktoś zapytał mnie, jak wyobrażam sobie miejsce w którym wszystko współgrałoby z rytmem mojego serca tak idealnie. Wystarczyłyby mi stosy książek i w tle wciąż powtarzający się mój ulubiony wiersz Leśmiana "szczęście" i te wszystkie przeżycia, ten smutek i ta radość którą odnalazłam w tych zaledwie trzech zwrotkach bardzo dawno. Zawsze gdy jest mi źle, idę do pokoiku, wyciągam tomik i czytam te 12 zwrotek mimo, że znam je już na pamięć. To mnie uspokaja, czuję się wtedy lepiej, nikt nie ma na mnie takiego wpływu w polskiej literaturze, nawet Poświatowska, nawet Wiśniewski. I znów nie widzę tu żadnego dysonansu, zestawiając te dwa nazwiska. A przecież to ogromna przepaść w literaturze, po jednej stronie stoi ona- wrażliwa poetka, po drugiej on- racjonalny do bólu fizyk. A mimo to, oboje opowiadają tak pięknie o miłości, że czasem nie potrafię powstrzymać łez. 
Taka sama przepaść od pewnego czasu istnieje w moim życiu. Różnica polega na tym, że nie wiem kto stoi po drugiej stronie. Boję się postawić kolejny krok bo wszędzie jest ciemno i nie wiem czy ten ruch nie będzie ostatnim. Dlatego albo stoję w miejscu albo zwyczajnie cofam się do punktu wyjścia bo tam jest bezpieczniej. Jestem sama po tej stronie, może dlatego że jest tu zbyt mało miejsca na dodatkowe serce, duszę. Staram się, każdego dnia na nowo przeskoczyć tę przepaść ale gdy tylko zbliżam się do krawędzi, ogarnia mnie strach i odwracam się,  wracam do początku choć nikt tam na mnie nie czeka. Nikt, ani nic. Więc dlaczego wracam? Dlaczego wciąż uparcie cofam się do tego miejsca, w którym nie czeka mnie nic? Bo wiem, że tam nikt przeze mnie nie cierpi. Bo co jeśli rozpędzając się i przeskakując na drugą stronę kogoś skrzywdzę? Co jeśli zburzę harmonię tamtego świata który już jest czyjś? 
Może lepiej żebym zrezygnowała i została tu gdzie jestem teraz.
Ale co jeśli tam, ktoś na mnie czeka? I każdego dnia gdy uparcie, staram się przełamać jakąś barierę w swoim życiu po drugiej stronie ktoś mi kibicuje i także co dzień powraca na krawędź swoje świata żeby mnie złapać? 
Nie mogę zostać tu sama, nie mogę. Boję się, że nagle, pojawi się w moim świecie, tym ciemnym i pustym ktoś od kogo się uzależnię i Go skrzywdzę odchodząc. Zupełnie jak w Małym Księciu. 

a co jeśli? - to pytanie mnie zabije 

poniedziałek, 29 kwietnia 2013


Wszystko co piszę ma jakieś znaczenie. Każde zdanie zapisane przeze mnie kryje jakieś emocje. Nieważne gdzie, na szkolnej ławce, na końcu zeszytu z matematyki czy w zeszyciu z oxfordu. Wkładam w to zawsze całą siebie, czasem opadam z sił bo moje wnętrze pisząc jakieś zdanie po prostu krzyczało. Często żałuję, że ten krzyk duszy tak ciężko jest przenieść na popękane z bólu wargi. Nie chcę już nabierać powietrza w płuca, zagryzać ust by tylko nie wybuchnąć krzykiem gdy po raz kolejny moje serce rozkleja się na kawałki. Podobno wtedy cierpi się podwójnie, w samotności. Nie wybucham krzykiem, czasem tylko płaczem kiedy już nie potrafię kamuflować swoich uczuć. Miejsce w którym przebywam nie ma znaczenia, raz jest to autobus, dom, samochód, kościół a czasem nawet lekcja chemii. Czuję się wtedy podwójnie beznadziejnie bo obcy ludzie muszę oglądać moje łzy, bo obcy ludzie wiedzą, że jestem słaba, że można mnie ranić. 
Raz, jeden jedyny raz człowiek skrzywdził mnie do tego stopnia, że nie potrafiłam krzyczeć, płakać, żyć. 
Kilka dni spędziłam w zupełnym milczeniu, przerywanym jedynie krzykami ludzi na szkolnym korytarzu. Było mi wtedy tak obco, bałam się sama siebie. Macie tak czasem? Że boicie się swojej obecności?  Straszne uczucie. Pamiętam, że ten jeden jedyny raz, nie chciałam nic. Nie chciałam tego tlenu, nie chciałam słońca, nie chciałam niczego co dawałoby mi dodatkowe szanse na przeżycie. Może brzmi to smutno, ale wtedy takie nie było. Jedyne co czułam to pustka, przerażająca pustka na dnie której leżało moje serce a nad nim unosiła się dusza. Nie chcę wymazać z pamięci tych dni, nie chcę bo były one skutkiem tego jak bardzo kochałam. Chyba pierwszy raz w życiu do tego stopnia by smutek po stracie był dobrym wyjściem w porównaniu z tym co czułam. I chyba nie oddałabym tego czasu gdy byłam szczęśliwa, nawet gdybym na stracie wiedziała jaką cenę przyjdzie mi zapłacić. 
Wszystko stało się takie trudne, zawsze się takie staje gdy zaczynasz kochać.
Może nie od początku, ale w momencie gdy oddajesz swoje serce drugiej osobie.
Tak wtedy na pewno. 

sobota, 27 kwietnia 2013

czasem



czasem jest tak, że w tym świecie pełnym ludzi zostajesz sam z wyborami których musisz dokonać. Czasem zdarza się też tak, że nie umiesz podjąć właściwej decyzji i nikt nie jest w stanie Ci pomóc. Trudno wtedy żyć prawda? Trudno wykonywać jakiekolwiek czynności, nawet te niezbędne. 
Może tak musi być, może musimy stawać przed wyborami by dostrzec jak bardzo jesteśmy zepsuci, jak egoistycznie podchodzimy do świata i jak cholernie krzywdzimy ludzi. Oni na to nie zasługują, na to by odpuszczać sobie życie przez nas, na to by decydować się tylko istnieć. 
Ciężko żyje się z myślą, że ktoś dla kogo jesteś tlenem dławi się oddychając. Że musi sięgać po jakieś inne środki by wypełnić niedobór tego właśnie tlenu w tym przypadku nas. To tak jak w szpitalu, człowieka podłączają do urządzenia, które dostarcza mu tych wybrakowanych składników. 
Zawsze, w każdej sytuacji, nieważne w jakiej scenerii, miejscu, czasie to my jesteśmy tym nieobecnym składnikiem, który przecież mógł uratować komuś życie.  
Może w większości przypadków, w moim życiu wina leży tylko po mojej stronie.  Może moje serce już dawno swoją pracę ograniczyło do pompowania krwi a nie do wysyłania do mojego mózgu impulsów mówiących o tym, że ranię. Może moja dusza odpuściła sobie moralną walkę dobra ze złem wewnątrz mnie  bo zło już dawno zwyciężyło. Pewnie tak, może to dziwne ale pogodzilam się z tym. Stało się to częścią mnie, to smutne ale prawdziwe. Nie staram się już by być lepszą, nie stawiam sobie postanowień mówiących o tym, że od dziś jestem taka i taka. Zupełna inna niż do tej pory. Nie. Ta faza zmian na lepszego człowieka zakończyła się u mnie jakiś czas temu. Ja już zawsze będę właśnie taka, taka jaką widzisz mnie teraz. Może przesiąknięta jakimś fatum, które nakazuje mi krzywdzić ludzi. 
Nie zmienię się bo zwyczajnie nie potrafię, więc chyba Ci ludzie którzy 'są przy mnie' łudząc się, że wyrosnę z tego egoizmu i wszelkich negatywnych cech, w tej chwili powinni się wycofać. Bez słowa pożegnania, bo nie chcę się z nimi żegnać. Nie zasługują na to skoro postanowili odejść tylko dlatego, że nie chcę się zmienić. Radzę sobie sama ze sobą, nikt inny nie musi tego robić, nikt inny nie ma takiego nakazu aby być ze mną wbrew temu, że mnie nie toleruje. Nie chcę takich ludzi w swoim życiu, zwyczajnie nie chcę bo się przy nich duszę. Nie chcę ludzi przy których boję się podjąć jakikolwiek temat, nie chcę się bać z własnej woli. 
 Więc tak, to znów moja wina. Więc tak, możecie pisać serenady na temat tego jaka jestem nieogarnięta, i możecie wszyscy krzyczeć i tak nigdy nie przekrzyczycie głosu mojej duszy która podpowiada mi, żeby nie zmieniać się na siłę.
Właśnie dziś, teraz otworzyłam Wam drzwi, którymi wychodząc zostawicie mnie samą. Właśnie pokazałam Wam wyjście z sytuacji, która wydawała się beznadziejna.  Mnie też można zostawić samą, bez żadnych wyrzutów sumienia. One zostaną tutaj, po mojej stronie drzwi. Tam gdzie prowadzą te drzwi nie ma mnie, a więc nie ma też żadnych uczuć związanych ze mną. Nawet wspomnień. 
Nie chcę żebyś udawał, że mnie akceptujesz rzucając mi tym samym pogardliwe spojrzenia.
Potrzebuję kogoś, kto składając mi życzenia, prosi bym nigdy się nie zmieniała. 


niedziela, 21 kwietnia 2013

to jest tak, że na początku tego nie dostrzegasz, tego że tęsknisz. To absurdalne ale miliony endorfin obumiera w Twoim ciele, serce zwalnia a jego pracę unormować może jedynie szpitalna adrenalina podawana dożylnie, lub jego powrót. Dlaczego tego nie zauważasz, dlaczego istnieje taki etap nieświadomości? Bo nie chcesz uwierzyć, że on odszedł, że zwyczajnie Go nie ma. Może to wynika z pobudek egoistycznych, z tego że nie chcesz uśmiercić swojego serca? Może. I żyjesz w tej błogiej nieświadomości, jakby on wyszedł tylko na chwilę do sklepu na rogu po Twoje ulubione wino. I żyjesz czekając, później czekasz żyjąc, a na końcu tylko czekasz. Na niego, aż w końcu wróci, aż stanie w Twoich drzwiach i wejdzie do środka znów, i zagości w Twoim sercu. Ten etap czekania jest chyba najgorszy, bo nie potrafisz zacząć nic nowego, tkwisz w tym samym punkcie bo każdy krok bez niego jest pozbawiony sensu, bo nie potrafisz robić już nic innego poza czekaniem.Kiedy minie już na prawdę sporo czasu, wersja z winem i sklepem na rogu przestaje być wiarygodna zaczynasz odczuwać coś co można nazwać tęsknotą, ale to tylko początek. Nie wiem czy już wtedy godzisz się z jego brakiem, czy jednak jeszcze resztkami sił czekasz. Bo może jednak wróci, może zabłądził. Zamykasz oczy, nie płaczesz bo nadzieja Ci na to nie pozwala. To właśnie wtedy czekasz żyjąc. To dziwne, nie sądzisz? Że można za kimś tęsknić tak bardzo, że nawet życie przestaje mieć znaczenie, ale nie chcesz się go pozbyć bo wtedy nie mógłbyś czekać. Jest nam potrzebne tylko do czekania, to takie prozaiczne, takie przyziemne- żyć tylko po to by czekać. Każdy odgłos kroków na klatce schodowej, każde zapukanie do drzwi pobudza Twoje serce, które bije każdego dnia wolniej, z każdą fazą słabiej. Ale to nie on. To nie on zawsze stoi przed drzwiami, to nie on dzwoni, pisze. To nie on. Jego nie ma, wciąż.Później już tylko czekasz. Dławisz się powietrzem- ironia. Dławisz się tym co dawało Ci życie zanim poznałaś jego. Tęsknisz, tęsknisz tak bardzo, że nie umiesz o tym mówić chociaż chciałabyś, nie ma takich słów, nie ma nic, nie ma jego. Ale przecież musisz żyć bo czekasz. Już tylko czekasz bo to zajmuje cały Twój czas. Ulice przepełnione Twoim zapachem już nigdy nie zmieszają się z jego, już nie ma Was bo nie ma jego. Zostałaś sama z tym sercem, które boi się pompować krew, żebyś nie zrobiła czegoś głupiego. Nawet serce się o Ciebie martwi. Czy jest aż tak źle? Jest. Ale udajesz, bo czasem warto, bo ludzie nie zrozumieją bo tak właśnie trzeba- żyć w kłamstwie przed innymi ale nigdy przed sobą, tak jak na samym początku.Później są różne chwile, zwątpienia, płaczu, pustki. Już nawet czekanie traci sens a serce zwalnia. Wtedy najczęściej piszesz. Dlaczego piszesz? Bo nie jesteś w stanie wypowiedzieć na głos jak bardzo tęsknisz, bo ton twojego głosu nie jest w stanie tego oddać, już odnajdujesz słowa, w przeciwieństwie do tlenu, którego jest coraz mniej. I piszesz, ubierasz swoje serce w słowa, i nagle czujesz się tak jakbyś znów z nim była, jakby on wrócił. Nagle, niespodziewanie. I zamykasz oczy a on jest nawet w tej ciemności i uśmiecha się do Ciebie i mówi, że kocha i że tęsknił. I zastanawiasz się czy on też przechodził przez te wszystkie fazy tęsknoty, czy też siedząc na rogu tej ulicy z każdym wspomnieniem eksplodowało mu serce. I zastanawiasz się dlaczego nie było go tak długo i pytasz o to, nie dlatego że chcesz wiedzieć, ale tylko po to by usłyszeć jego głos.Już otwierasz usta, ale go nie ma. Znów. Czekasz bo może wyszedł tylko na chwilę, na papierosa. I żyjesz i znów jest ta nieświadomość a później znów żyjesz czekając i czekasz żyjąc. Przechodzisz przez to wszystko tylko dla tej chwili gdy znów masz Go obok. Dla tych warg, które w taki słodki sposób wyglądają gdy wymawia Twoje imię. Dla chwil gdy masz go przy sobie, gdy jest z Tobą. To nic, że potem znika przecież zawsze wraca. To nic, że za każdym razem tracisz serce, przecież rodzisz się na nowo, każdego dnia gdy on wraca. To cudowne, że ma gdzie wracać, to cudowne że masz na kogo czekać. I żyjesz kochając, a potem kochasz żyjąc a na końcu tylko kochasz. Bo ludzie czasem tęsknią. Bo ludzie czasem kochają.

sobota, 13 kwietnia 2013

pamiętam




 tęsknię za naszymi rozmowami wiesz? tęsknię za Twoimi slowami które trafiały prosto do mojej duszy. Tęsknię za naszym nocnym przesiadywaniem, za chwilami kiedy zapewniałeś mnie, że sobie poradzimy bo się kochamy. Pamiętam jak planowaliśmy nasze pierwsze spotkanie, pamiętam, że wybieraliśmy pogodę, porę dnia, nawet to w co będziemy ubrani. Pamiętam jak powtarzałam Ci, że Ty będziesz musiał cały czas mówic bo ja będę się wstydziła.  Pamiętam wszystko wiesz? Każde pojedyncze słowo, i zdania które te słowa tworzyły. Pamiętam każde szybsze uderzenie serca i każde jego zwolnienie gdy się o Ciebie bałam lub kiedy zostawiałeś mnie samą. Pamiętam pierwszą poważną kłótnie, o te zdjęcia. Pamiętam jak nie potrafiłam funkcjonować, jak zniszczyłeś mój realny świat nawet w nim nie będąc fizycznie. Wszystko kojarzyło mi się z Tobą, miejsca, ludzie, choć w rzeczywistości nie miałeś z nimi nic wspólnego. Nie potrafiłam mówić, jeść, płakać, rozmawiać. Nie umiałam nic, nie chciałam nic oprócz tego żebyś wrócił. I wróciłeś po kilku dniach znów byłeś, jakby nigdy nic zaczęliśmy normalnie żyć, jeśli nasze wspólne życie można nazwać 'normalnym' to właśnie wtedy takie było- normalne, choć jeszcze kilka dni temu chciałam umrzeć.  Byłam gotowa na wszystko ale nie na Twoje odejście.
Później kolejna więszka kłótnia o Twoją byłą, pamiętam tę noc kiedy nie mogłam opanować łez, pamiętam jak powtarzałeś mi, że ona się nie liczy że przecież kochasz tylko mnie. Pamiętam nawet dokładnie Twoje słowa, kiedy powiedziałam, że ona chce być częścią Twojego świata. Powiedziałeś ' Może sobie chcieć, a poza tym jak ona może być częścią mojego świata skoro Ty nim jesteś?' Pamiętam to tak dokladnie i to co wtedy czułam, to było szczęście. Pamiętam te wszystkie łzy i dni w których byłeś ze mną właściwie przez cały czas.  Pamiętam wszystko, pamiętm Ciebie choć nie powinnam.

niedziela, 24 marca 2013


uspokój oddech, zamknij oczy, zapomnij.  Od jakiegoś czasu, powtarzam te słowa jak mantrę. Zamykam się w pokoiku i szukam czegoś czym będę mogła zająć swoje myśli i ręce. Nie rozumiem i chyba nigdy nie dobrnę do tego etapu, po co ludzie tak perfidnie wtrącają  się w życie innych? Przecież nie jesteśmy ubezwłasnowolnieni, nie mamy po 6 lat i wiemy co robimy. Może nie zawsze, ale przecież to nasze decyzje. Tylko nasze. 
Wytykanie komuś błędów? Paranoja, bo sam nie jesteś idealny. Nie interesuje mnie zdanie innych nawet  w najmniejszym stopniu. Nie obchodzi mnie to, co myślą o moim wyglądzie, stylu, zachowaniu. Nie boli mnie to, że ktoś nachrzania serenady na mój temat, bo to świadczy tylko o nim i o jego odwadze. Nie przekonuje mnie to, że przecież żyjemy  w społeczeństwie i należy się dostosować. Nie, nie mam zamiaru się do nikogo dostosowywać, bo wtedy stracę siebie. Stracę to poczucie, że nikogo nie udaję i robię to na co mam ochotę, nic wbrew sobie. Nawet jeśli popełniam błąd, nawet jeśli wchodze perfidnie w jakieś bagno i nawet jeśli 90% osób uważa, że robię kolosalny błąd nie mają mi prawa tego zabronić lub wytykać. Bo to moje życie, nie ich. To ja muszę przez nie przebrnąć i zbudować je na fundamentach szczerości, żebym później mogła spojrzeć w lustro. 
Nie chcę nikogo udawać, nie jara mnie to. Nie chcę zmieniać się dla jakiejś jednostki, dla której nie odpowiada mój styl bycia. Bo ta osoba odejdzie, a ja zostanę sama, brzydząc się spojrzeć w lustro.  Bo to tak jakbym okłamywała sama siebie, czy jest coś gorszego?

piątek, 22 marca 2013





pewnie nie powinnam do tego wracać, pewnie nie powinnam odkopywać przeszłości, podobno to zbyt boli. Nie wiem na jakiej zasadzie działa ten świat. Nie umiem tego zrozumieć i wiem, że coś jest nie tak. A może to tylko wewnątrz mnie? Możliwe.  Chciałabym żebyście wiedzieli na jakiej zasadzie działa ten mechanizm w moim świecie, tym prywatnym, tym ukrytym w sercu.
Dość często nie kontroluję uczuć jakimi obdarzam ludzi. Często bez przyczyny czuję do kogoś niechęć, nienawiść choć nie zamieniłam z tą osobą ani jednego słowa.  Ale idę ulicą, korytarzem, mijam tą osobę i wiem, po prostu już wiem, że nigdy nie będę potrafiła obdarzyć pozytywnym uczuciem. A przecież jej nawet nie znam, czasem mam wrażenie, że przez takie podejście do ludzi dużo tracę a jednocześnie nie chcę i nie potrafię tego zmienić. 
 Jest też druga strona medalu. Zakochuję się bez pamięci, spontanicznie, i chyba nieodpowiednio. 
Jestem chorobliwie zazdrosna, ale to chyba dlatego, że boję się straty. Potem jest już inaczej. Jeśli od kogoś odchodzę lub ktoś odchodzi ode mnie i niby wszystko się kończy czuję w środku taką pustkę. Tak jakby ten ktoś zabrał jakąś część mnie, jakbym upadała z każdym odejściem coraz bardziej. Gdzieś kiedyś przeczytałam, że żegnać się to tak jakby trochę umierać. To chyba prawda.  To wszystko sprowadza się do tego, że ja nie umiem udawać, że kocham, i może nie chcę? Wiem, że moje wady od bardzo dawna przeważają nad zaletami. Wiem, że bawię się ludźmi i zasługuję na to, żeby oni bawili się mną. Ale tak naprawdę kiedy zdam sobie całkowicie sprawę, że pewien etap swojego życia mam zakończony, czuję się dziwnie. Dziwnie może też z powodu, że ta druga osoba układa sobie życie już beze mnie. Zawsze rodzice powtarzali mi, że jestem niezastąpiona dziś wiem, że były to tylko słowa zauroczonych dzieckiem rodziców. To się chyba nie liczy prawda? Ciężko było pogodzić się z tym, że takich dziewczyn jak ja jest na pęczki. Ciężko było pogodzić się z tym, że ktoś może mnie nie kochać. Byłam zbyt rozpieszczana, teraz to wiem. 
 Lubię wspominać to co było kiedyś, zanim moje życie tak się zmieniło, zanim pokochałam chłopaka który mieszkał 5000 km ode mnie, zanim oddałam mu serce, zanim przyszłam do liceum i tu też czuję,  że powoli wchodzę w beznadziejną akcję. Chociaż obiecałam sama sobie, że tego nie zrobię chociaż wiem, że nie powinnam. Lubiłam moje stare życie, było takie poukładane, takie inne. Chyba spokojne, czasem za nim tęsknię, czasem chciałabym przeżyć to jeszcze raz, wrócić tam i przypomnieć sobie jaka byłam szczęśliwa, jak było inaczej.  Chyba nigdy nikt mnie tak nie kochał.

z drugiej strony dobrze, że zaczełam do nowa. Jest mi z tym dobrze, i chyba dziś w pełni do mnie dotarło, że nie ma już odwrotu.  Na końcu czeka na mnie szczęście. Więc chyba warto dotrzeć do mety?


i już tak na koniec, patrz co znalazłam dziś jak sprzątałam:

Przychodzi taki czas gdy wszystkie ekscytujące zajęcia znalezione po [nie wiem co tu jest napisane] się nudzą. Chciałem sobie zasnąć ale jakoś mi nie wyszło. Przypomniałem sobie, że ukradłem Ci Twój zeszyt i zebrało mi się na pisanie (...) Kocham Cię. Lubię jak się wyzywamy, jak śmiejesze się w ten sposób. (...) Tęskniłem za Tobą. Trudno było spędzić dzień bez rozmowy. Starałem się obserwować Cię kiedy tylko mogłem. (...) Później gdy Cię przytuliłem znów czułem, że swoich ramionach trzymam wszystko.  Pierwszy raz od dłuższego czasu czuję się szczęśliwy. Nigdy tego nie zapomnę i wątpię bym kiedyś poczuł coś dorównującego temu. (...) Nie chcę teraz niczego oprócz siedzenia obok Ciebie w autobusie. Chciałbym popatrzeć na Ciebie jak śpisz, porozmawiać tylko z Tobą, pokłócić się o jakąś głupotę, złapać za rękę lub przytulić. Po prostu. (...) Będę się zastanawiał pewnie czy to przeczytałaś, czy nie otworzyłaś zeszytu i moj plan nie wypalił. A gdy znudzi mi się zakładnie różnych opcji to znów pomyślę o Tobie. Zamknę oczy(...) będę przypomniał sobie każdy Twój uśmiech, każdy moment gdy byłaś blisko, Twoje wciągnie brzucha lub po prostu to, że jesteś najpiękniejszą dziewczyną na całym świecie. Będę zastanawiał się nad tym, że spotkało mnie takie szczęście a potem nad tym, że tyle razy ryzykowałem utratę Ciebie.  (...) I powiedz, że znalazłaś takiego który ślepo w Ciebie wierzy, kocha Cię i zrobi dla Ciebie wszystko. A ja już idę biegać, żebyś już  nie mogła nazywać mnie grubasem. 
Kocham Cię.

 

  
 

   

wtorek, 19 marca 2013







Przytłacza mnie to, napisałabym że wszystko ale wtedy znów sprowadzę wszystko do jednego zdania i zamknę tego floga ze świadomością, że wciąż nic nie jest wyjaaśnione, że znów zachowałam się jak tchórz. Może czas na chwilę szczerości przed samym sobą? Okej, w porządku. Chyba jestem gotowa.
Przytłacza mnie przede wszystkim szkoła, to że muszę tam codziennie chodzić, to że jestem zmuszona do tego miejsca to, że znów przestałam chodzić tam dla nauki. A po co? No właśnie, to jest ten drugi czynnik który mnie przytłacza. Przez chwilę myślałam nad czasownikiem 'boli' ale chyba skłamałabym gdybym go użyła. Więc pozostańmy przy przytłacza okej? To,  co się tam dzieje, w murach tej szkoły, a może właściwie co się nie dzieje, miażdży mi psychę. Miało już być dobrze miałam zacząć myśleć o sobie, miałam zacząć żyć tak jak chcę a nie tak jak ktoś chce, żebym żyła.  Znów coś mnie dręczy. Mam jakieś absurdalne wahania nastroju, na co dowodem jest dzisiejszy dzien. W jednej chwili śmieję się do łez a za moment te łzy to smutek.  Nie mogę powiedzieć, że jest mi źle bo nie jest. Nie potrafię ogarnąć co się dzieje i własnie to mnie przeraża. To, że MI brakuje słów na to żeby opisać co właściwie mnie dręczy. Dziwne.
Brakowało mi pewności siebie, może faktycznie nie wierzyłam jakoś okropnie sama w siebie, i  chciałam żeby to się zmieniło ale nie takim kosztem. Nie kosztem tego co teraz czuję, nie kosztem swojego szczęścia.  Nie wiem czego chcę w tym momencie, może pewności? Ale już nie siebie, ale tego co mnie czeka, tego, że nikt mnie nie skrzywdzi. A może pewności, że nawet jeśli podejmę ryzyko będę miała gdzie wrócić, że będę miała do kogo? Ale czy wtedy to serio jest ryzyko? Chociaż, ryzykuje spokój własnego życia, który i tak powoli ze mnie ulatuje, który ktoś mi zabiera. Ktoś..
Nie mogę o tym porozmawiać, i nie chodzi o to, że nie mam z kim. Bo byłabym w stanie znieść te spojrzenia pełne politowania, w których wypisane jest 'a co Ty sobie Krukowska myślałaś?' byłabym w stane znieść to wszystko, żeby tylko wyrzucić z siebie to co mnie dręczy, to co uciska mi serce i nie pozwala czuć się szczęśliwą. Więc dlaczego tego nie zrobię? Dlaczego z kimś o tym nie porozmawiam? Bo się boję. Nie reakcji, ale słów.  Co gorsza, swoich słów. Boję się, że to wejdzie do normalnego życia, do życia w które uciekam od tego co wraca w środku nocy.  Boję się, że wtedy już nie będę miała gdzie uciec i, że w końcu będę musiała się z tym zmierzyć. Sama w to weszłam, sama wiedziałam jak to się może skonczyć, sama postawiłam sobie wyzywanie i teraz kiedy SAMA wyniszczam się w środku, ja czuję, że wciąż jest mi mało. Czuję, że potrzebuję czegoś więcej, zdecydowanie więcej. Czegoś co utrwali w mojej pamięci to wszystko jako coś dobrego a nie coś o czym będę bała się myśleć. Z jednej strony to takie niebezpieczne i lepiej żebym, trzymała sie od tego z  daleka a z drugiej nie umiem.
wiem, że to mnie podjara, zapali do dalszej walki, do dalszego istnienia ale wiem też, ze za jakiś czas poczuję się wypalona. I tego sie boję.
Bo ja potrzebuję pewności, że moje serce to wytrzyma. Ja sobie poradzę, boję się tylko o tego typa w mojej klatce piersiowej.
Bo ja potrzebuję pewności i potrzebuję ...
damat, boję się słów.

niedziela, 17 marca 2013

To wszystko jest takie chore. Tak chyba chore, nie potrafię znaleźć innego przymiotnika, który byłby w stanie określić co dzieje się tutaj. Co dzieje się w tym świecie.  Na początku myślałam, że to moja wina, że to co mnie otacza jest dobre tylko coś we mnie spierdolone jest na amen. Ta myśl była chyba lepsza od tej, że świat dorównuje mojej pesymistycznej wersji. Tak ciężko, tak cholernie ciężko znaleźć tutaj odrobinę szczęścia. Właściwie z cudem graniczy tu szczery uśmiech, to tak jakbyś szukał baru z zimnymi drinkami na pustyni. Absurd, prawda? Ale tak nie musi być, nie musimy cierpieć, nie musimy płakać. Możemy być szczęśliwi tak szczerze, tak serio, tak jak do tej pory nikt z nas nie potrafi. Pomyślcie i odpowiedzcie sami sobie. Jak jest lepiej? Budzić się ze łzami w oczach czy z uśmiechem na ustach?  Łatwiejsza jest na pewno pierwsza opcja ale czy lepsza? Nie sądzę. 
Wiem, czasem jest ciężko, czasem wspinamy się pod górę jak Syzyf i już czujemy smak porażki, choć nie ma obok nas niczego co zwiastowałoby upadek. Wiem, że czasem nie chce się żyć, wiem że wtedy serca spowalnia a my zamykamy się w 4 ścianach, i mamy wrażenie, że one nas przygniatają. Chyba jedynym argumentem żeby zacząć się uśmiechać jest to, że żyje się raz. Już nigdy więcej nie będzie Ci dane oddychać tym powietrzem, chodzić po tej ziemi, śmiać się, żyć. Już nigdy, to takie niepowtarzalne wiesz? Bo w całym wszechświecie nie ma nikogo takiego jak Ty. Więc może warto żyć? Może warto pamiętać o uśmiechu, może wato zarażać nim innych? Nie wiem czy akceptujecie metodę pocieszania się nieszczęściem innych, ale niektórzy mają gorzej. O wiele gorzej a jednak mimo to walczą.
Więc i Ty zawalcz, o uśmiech. O szczęście, zawalcz o coś co przyniesie radość.
Pamiętaj, żyjesz raz a 17 marca 2013 roku, nigdy już nie wróci. 
więc żyj, żebyś miał co wspominać, żebyś miał o czym opowiadać.
proszę, żyj.




 uśmiech?


piątek, 15 marca 2013

z premedytacją przygryzam wargę, a jego spojrzenie nabiera mrocznej głębi.

na chwilę oderwałam się od książki. Pięćdziesiąt twarzy Greya? Chyba najlepiej zainwestowane pieniądze. 

Powoli staram się to wszystko ogarniać, powoli to ja biorę górę nad swoim życie a nie życie nade mną. Nie szukam już u nikogo wsparcia, tego wsparcia fizycznego. Nie potrzebuję kogoś, nie potrzebuję jego bo nieważne jak brzmiałoby jego imię, jedno jest pewne. Byłby to on, ten męski odpowiednik miłości. Nie potrzebuję tych chwil szczęścia, za które później płaci się nieprzespanymi nocami. Czasem tylko muszę uspokoić oddech, czasem nie panuję nad tym co dzieje się we mnie, czasem zapominam, że jeszcze nie nad wszystkim mam kontrolę i chyba nigdy jej nie zdobędę w pełni. 
W tym wszystkim najbardziej pomaga mi czytanie. W którejś książce, jeden z moich ulubionych autorów napisał, że czytanie jest najlepszym środkiem gdy się na coś czeka. A ja czekam cały czas, tylko jeszcze sama nie wiem na co. Może mam nadzieję, że właśnie w tych pojedynczych zdaniach, na którejś z tych setek stron znajdę odpowiedź? Może czytanie to co więcej niż zabicie czasu, może to szukanie sensu swojego istnienia tutaj? Czytać to tak jakbyś wybrał się na długą podróż bez ruszania się z domu.  Kocham czytać, to mnie uspokaja, pomaga nabrać dystansu i przede wszystkim zapomnieć. Kiedy czytasz, zapominasz o wszystkim co złe, nawet o tym, że nie umiesz już żyć. 
Uwielbiam autorów, którzy potrafią doprowadzić mnie do łez, co przy czytaniu książek nie zdarza mi się często. Płakałam przy Wiśniewskim, i były to chyba najszczersze łzy choć nie wiem dlaczego mnie to tak dotknęło. Płakałam gdy dobrnęłam do epilogu książki 'Napisz do mnie' płakałam bo nie potrafiłam zrozumieć jak można tak skończyć powieść, a teraz czekam na książkę Jodi która sprawi, że nie będę potrafiła powstrzymać łez. Te sterty książek, które stoją na moich półkach lub te, które przewinęły się przez moje ręce na zawsze zostawiły coś w mojej duszy. Każdy bohater literacki w jakiś sposób mnie kształtuje. Nie umiem wyobrazić sobie życia bez książek, nie potrafię.  Miłosne, kryminalne, erotyczne. Każda z  tych kategorii jest niesamowita. Powieść miłosna, pozwala Ci przeżyć zauroczenie, flirt i choć nie jesteś jednym z bohaterów tak własnie się czujesz, w kryminalnych jest napięcie, niepewność, brutalność. W erotycznych, rzeczy o których nie mówi się na głos.
Dlatego myślę, że książki to całe moje życie.
myślę, że na tych kartkach papieru zostawiłam swoje serce.

wtorek, 12 marca 2013

Jest mi źle. Tak kurewsko źle, że nie mam ochoty na nic. Dosłownie na nic, no może poza pójściem spać.  Ludzie są okropni, dziwni i nie potrafię ich zrozumieć. Bo jak zrozumieć człowieka, który sam nie jest w stanie ogarnąć co dzieje się z nim samym? Nie wiem dlaczego właśnie takich ludzi spotykam na swojej drodze, ludzi którzy doprowadzają swoje życie do ruiny i na dno ciągną mnie za rękę. Może gdzieś zapisane jest, że to dno jest dla mnie? Kiedy się od niego odbiję znów pojawia się ktoś, kto mnie na nie sprowadza. Nie umiem odwrócić się od takich osób, nie umiem odmówić kiedy proszą mnie o pomoc, nie pozwala mi na to sumienie. Mogę się śmiać, wytykać, cisnąć zupełną pompę ale  zawsze kiedy ktoś potrzebuje pomocy, wiem że muszę mu jej udzielić.  Bo niby dlaczego nie? 
 Kiedyś, sama potrzebowałam żeby znalazł się człowiek, który pomoże mi wstać i wiem, że sama nie dałabym rady. Wiem, że wciąż trzymałabym się dna, na które upadłam nie z własnej winy. Zagryzałabym wargi w przeciągach bólu, który wtedy pojawiał się w moim życiu częściej niż sen. Wciąż byłabym sama, wciąż leżałabym na zimnej glebie dna.
Ale znalazł się ktoś, kto potrafił wyciągnąć rękę, żeby mnie  stamtąd wydostać. Znalazł się ktoś kto, dał mi promienie słońca i chyba nadziei na lepsze jutro.  Dał mi wiarę, że świat stoi przede mną otworem, że nie mogę zamykać się na ludzi, że każdy impuls serca który mówi, że to miłość może być tym wyjątkowym. 
Znalazł się człowiek, który swoją szczerością oświetlił mi drogę do wyjścia z tego dna. Znalazł się ktoś, kto potrafił kochać i obdarzył tą miłością także mnie.  
Wiem, że może teraz stać się wszystko. Moge stracić to na co tak ciężko pracowałam. Mogę stracić każdy element, który budował mój świat. Reputację, uśmiech, życie które prowadzę. Mogę stracić wszystko, żeby chociaż na chwilę poczuć się szczęśliwa. Żeby przez chociaż ułamek sekundy czuć, że mogę wszystko. Warto? Czy warto jest stawiać wszystko na jedną kartę? Czy warto jest brnąć w coś co na stracie spisane jest na porażkę? Właśnie takie pytania zadaję sobie od kilku dni. Czy warto? Dla szczęścia, trwającego ułamek sekundy? Ale jaki jest sens istnienia skoro boimy się ryzykować? Przecież to może być coś pięknego, przecież możemy dotknąć nieba. Przecież moze byś idealnie,
to nic, że przez ułamek sekundy. To nic.

poniedziałek, 11 marca 2013

I teraz możesz wyłącznie zgadywać, jesteś na początku czy na końcu tej drogi która ma dać Ci szczęście? Może minąłeś je w drodze do sklepu, szkoły, pracy? Może przeszedłeś obok niego obojętnie nie odwracając wzroku? Może setki ludzi, co dzień mija tak swoje szczęście? I potem wracasz do pustego mieszkania,  w którym normalnie powinni gościć ludzie, ale przecież Ty ich nie chcesz. Nie chcesz nikogo, bo każdy organizm mógłby zakłócać Twoją przestrzeń, bo boisz się że mógłbyś pokochać. Każdy dzień podobny jest do poprzedniego, zamykasz cały sens swojego istnienia w jakiś niewartych wspomnień chwilach. I co później opowiesz swoim dzieciom? Że Twoje życie było nic niewartą egzystencją? Że funkcjonowałeś, istniałeś ale nie potrafiłeś żyć? 
 Ludzie popełniają błędy ale tylko wtedy się na nich uczą. Nie na cudzych, ale na swoich własnych bo nie poczujesz jak boli serce osoby, którą własnie zdradzono a która kolejny raz zaufała, musisz sam zatamować krew ze swojego serca, by wiedzieć jak bardzo musisz na nie uważać. Tylko my sami jesteśmy w stanie zapobiec klęskom w naszym życiu ale także do nich doprowadzić. Tylko wtedy czujemy prawdziwy ból, smutek, radość, szczęście, poniżenie czy rozpacz. Tylko wtedy jesteśmy naprawdę. Bo człowieka Tworzą klęski, upadki i chwile kiedy wznosi się ponad to, kiedy sam potrafi dotknąć nieba, będąc wciąż na Ziemi.  Albo kochać, przecież nie można kochać sercem innej osoby, nie da się tego doświadczyć, będąc z boku.  kocha się całym sobą, trzeba oddać się całkowicie, a jak skoro nie chcemy się sparzyć, zaryzykować bo ktoś kiedyś powiedział, że nie warto? A co jeśli ten ktoś się mylił, co jeśli teraz siedzi w pustym pokoiku jak Ty i modli się o miłość, tylko dla niego jest już zwyczajnie za późno?   Co jeśli szczęście czeka za rogiem a ty boisz się otworzyć drzwi?

niedziela, 10 marca 2013

To nieważne gdzie usiądę, nieważne czy biorąc kolejny wdech wypełnię całą objętość swoich płuc czy też tylko część. Nieważne czy pościel ma kolor turkusowy czy fioletowy, nieważne czy moje łzy są gorzkie czy słodkie, nieważne.  Nieważne. Słowo, które wypowiedziane w nieważne jak powaznym czy błahym kontekście, kryje mnóstwo uczuć i tajemnic. Ale dznie jest ono synonimem sekretu, tajemnicy ale stanu w jakim znajduje się teraz moje serce. Jest położone w nieważnym miejscu i tak nieważnie każdego dnia krwawi. Serca też można podzielić na powłokę fizyczną i duchową. Przecież to tam, trafiają wszystkie porażki, sukcesy, bez znaczenia jak okrężnymi drogami wiodłyby je moje żyły, wszystko trafia do serca.  Dlatego tak często wyrzucam sama sobie, że o nie nie dbam choć powinnam bo przecież później zostanie mi tylko ono i te historie, które zapisały się na jego na karcie pamięci.
Osuwam się bezwładnie po ścianie, zimnej ścianie po której mogę spodziewać się tylko tego, że nie załamie się jak moje życie. Z ust wyrywa mi się ciche 'kurwa', którego i tak nikt nie usłyszy i nie usłyszałby nawet gdybym napieprzała je przez megafon przez resztę swojego życia. Możecie pomyśleć, że żyję wśród głuchych ludzi, ale może to nie jest ich wina? Może oni nie są głusi, tylko ja jestem niema na sprawy które chce przekazać moje serce całemu światu? Może to ciche 'kurwa' wcale nie jest ciche, bo go wcale nie ma? Może nie styka się z cząsteczkami powietrza i nie przenika do żadnego układu słuchowego? Może nienawidzę ludzi, zupełnie bezpodstawnie. Może byliby w stanie mi pomóc gdybym nauczyła się mówić o miłości? Przestałam, kiedy moją kartę pamięci znów ktoś skrzywdził, już dawno przestałam żyć miłością. Mam różne skojarzenia, z ostatnim impulsem, który mógł symbolizować miłość.  Mam takie miasto, z opowieści wiem, że jest ono ciemne, pełne szkodliwych związków chemicznych i ludzi, którzy mimo nieszczęść potrafią się śmiać, mam takie miasto w którym nawet nie będąc zostawiłam serce. Mam takie miejsce, do którego jedynie mogę WRÓCIĆ, bo mentalnie mieszkałam tam przez kilka miesięcy.
 Paniczny strach znalazł miejsce już w innej części podświadomości, tej która nie ujawnia się w dzień i daje normalnie żyć. Już tylko w nocy, zaciskam pięści i zagryzam wargi żeby tylko nie krzyczeć z bólu. Już tylko noc stała się moim azylem, tylko pościel, której koloru już nie pamiętam, bo co noc moje serce na nowo ją zakrwawia, tylko ona wie jak cierpię kiedy jestem sama. A kiedy brakuje mi tchu i przerażona chcę już kogoś wołać o pomoc, zasypiam. I śni mi się, że to się nigdy nie zdarzyło, że mój organizm funkcjonuje tak jak każdego człowieka a usta nie walczą, gdy próbuję się uśmiechnąć. I potem budzę się, z rękoma pobrudzonymi krwią, i zastanawiam się jak długo jeszcze nie będę potrafiła zapomnieć.