uspokój oddech, zamknij oczy, zapomnij. Od jakiegoś czasu, powtarzam te słowa jak mantrę. Zamykam się w pokoiku i szukam czegoś czym będę mogła zająć swoje myśli i ręce. Nie rozumiem i chyba nigdy nie dobrnę do tego etapu, po co ludzie tak perfidnie wtrącają się w życie innych? Przecież nie jesteśmy ubezwłasnowolnieni, nie mamy po 6 lat i wiemy co robimy. Może nie zawsze, ale przecież to nasze decyzje. Tylko nasze.
Wytykanie komuś błędów? Paranoja, bo sam nie jesteś idealny. Nie interesuje mnie zdanie innych nawet w najmniejszym stopniu. Nie obchodzi mnie to, co myślą o moim wyglądzie, stylu, zachowaniu. Nie boli mnie to, że ktoś nachrzania serenady na mój temat, bo to świadczy tylko o nim i o jego odwadze. Nie przekonuje mnie to, że przecież żyjemy w społeczeństwie i należy się dostosować. Nie, nie mam zamiaru się do nikogo dostosowywać, bo wtedy stracę siebie. Stracę to poczucie, że nikogo nie udaję i robię to na co mam ochotę, nic wbrew sobie. Nawet jeśli popełniam błąd, nawet jeśli wchodze perfidnie w jakieś bagno i nawet jeśli 90% osób uważa, że robię kolosalny błąd nie mają mi prawa tego zabronić lub wytykać. Bo to moje życie, nie ich. To ja muszę przez nie przebrnąć i zbudować je na fundamentach szczerości, żebym później mogła spojrzeć w lustro.
Nie chcę nikogo udawać, nie jara mnie to. Nie chcę zmieniać się dla jakiejś jednostki, dla której nie odpowiada mój styl bycia. Bo ta osoba odejdzie, a ja zostanę sama, brzydząc się spojrzeć w lustro. Bo to tak jakbym okłamywała sama siebie, czy jest coś gorszego?